Było to we wsi Kościelec koło Krakowa dnia 19 lipca roku Pańskiego 1238.

Pola wokół wsi złociły się dorodnym zbożem. Wiosną, jak tylko mróz uwolnił grudę wszyscy ciężko pracowali

Silniejsi mężczyźni sami zaprzęgali się do jarzma, gdy woły były już zmęczone. Ziemia wchłonęła wiele ludzkiego potu, aby ziarna w nią rzucone wydały latem plon wielokrotny. Dniem i nocą czuwano, otaczano łany troskliwą opieką i gorliwą modlitwą. Tego roku lato było piękne, kłosy pękały od ziaren a ludzie cieszyli się że niebawem napełnią nimi spichrze i nie będzie groził głód na przednówku ten co przyszedł zimą i z braku jedzenia marli najsłabsi i starzy.

Teraz w sercach była nadzieja na lepsze jutro. Słońce przygrzewało mocno, nawet pszczoły się pochowały, żar lał się z nieba, umilkło ptactwo. Dobra pogoda przed żniwami, zadowoleni czekali na jutrzejsze święto św. Małgorzaty, od niepamiętnych czasów będące dniem odpoczynku i zabawy dla uczenia tej, co jako chrześcijanka odrzuciła rękę rzymskiego namiestnika i poskromiła smoka. Pod wieczór, nie wiadomo skąd, nagle czarne chmury zakryły niebo. Zrobiła się noc, błyskało się, potężne grzmoty budziły grozę czuć było zapach siarki, uderzył wiatr a z nim strugi ulewnego deszczu spadły na rozgrzaną ziemię. Deszcz nagle zamienił się w grad. Przez dwa kwadranse burza szalała nad Kościelcem łamiąc drzewa i zrywając kilka dachów. Odeszła tak nagle jak nastała. Ludzie wyszli z domów, na podwórkach leżały kulki gradu wielkości czereśni wokół było biało. Pola okryły się białym całunem przygniatającym do ziemi nabrzmiałe kłosy. Te które jeszcze niedawno stały i cieszyły oczy, leżały teraz pokotem. W blasku zachodzącego powoli słońca ujrzeli swoją tragedię.

Zebrali się wieśniacy koło chałupy sołtysa aby coś zaradzić.  Pod stojącym nieopodal przydrożnym krzyżem klęczały lamentujące kobiety i we łzach prosiły Boga o cud. Słoneczne promienie szybko  rozpuściły gradowy całun, a nad drogą od Krakowa, zajaśniała kolorami tęcza. Od strony tęczy ujrzeli idącego człowieka, gdy się zbliżył okazało się, że okryty jest mnisią czarną mokrą kapą spod której widać było biały habit dominikanina. Wędrowiec pozdrowił bezradną ciżbę radosnym -  Szczęść Boże!. - ... niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - odpowiedzieli chórem głosami pełnymi bólu.

Kiedy przybysz zdjął kaptur, Klemensja, żona sołtysa rozpoznała w przybyszu słynnego ojca Jacka od dominikanów. Powietrze wokół milczało, nawet ptaki nie latały bo im jeszcze pióra nie obeschły a w zebranych wstąpiła nadzieja na świętą interwencję. Sołtys padł na kolana i objął zakonnika prosząc o wyjednanie Bożej pomocy, wszak znany był on już z dziejących się cudów za jego wstawiennictwem.  Mężowie zaczęli modlitwę  - Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus …w tle modlitwy słychać było łkanie zrozpaczonych kobiet. Stary zakonnik ogarnął wzrokiem klęczących wieśniaków, wzruszyła go gorliwość modlitwy i wiara pokładana w Bogu w tej beznadziejnej chwili. Przyłączył się do klęczących, w modlitwie  podniósł ręce ku niebiosom, utkwił wzrok w krzyżu i znieruchomiał w tej pozie.  Najbliżej słyszeli jak rozmawia z Matką Bożą i prosi, aby wyjednała pomoc u swego Syna i Jego Ojca. Gdy zakończył modlitwę powiedział do zrozpaczonych ludzi.

Bóg, Ojciec Miłosierdzia, który zwykł przychodzić z pomocą uciśnionym, pocieszy was. Idźcie więc do swych domów i czuwajcie tej nocy na modlitwie

Podniósł się z kolan pobłogosławił ludziom i polom i poszedł dalej swoją drogą. A oni rozeszli się z nadzieją.

Gdy nastał dzień ujrzeli, że modlitwa Jacka została przez Pana Boga wysłuchana i zniszczone zboże na polach podniosło się bez żadnych śladów przejścia burzy gradowej, gotowe do zbiorów. Widmo głodu zostało zażegnane.

Tak mogła wyglądać scena Bożej interwencji, która przeszła do historii jako Jackowy cud z kłosami.

W dniu św. Jacka 17 sierpnia w kościołach dominikańskich i parafiach Jackowych wierni cisną się, aby dostać  kilka poświęconych kłosów zboża. Poświecenia dokonuje się na pamiątkę właśnie tego, cudownego ocalenia plonów w biednej wiosce. Przechowywane przez wiernych w domach poświęcone w święto św. Jacka kłosy, mają i dziś chronić przed niedostatkiem. Przypominają także, że za wstawiennictwem św. Jacka można uzyskać Łaskę Bożą potrzebną w sytuacjach beznadziejnych np. utraty pracy, źródła utrzymania , biznesu, albo upadku firmy,  itp...

Średniowieczna wieś była firmą, rodzajem pgr-u, wspólnota pracowała i musiała oddać panu daninę bez względu na to czy miała z czego podobnie jak np. Vat  lub podatek dzisiaj. Utrata zbiorów na skutek nawałnicy nie zwalniała chłopów ze zobowiązań wobec właściciela, podobnie jak dzisiaj brak należności nie zwalnia firmę z zapłacenia podatków a brak pracy z opłat. Skuteczność Jackowego wstawiennictwa, udokumentowana cudem z kłosami, jest ciągle aktualna w naszych  kłopotach, warto więc zadbać o posiadanie Jackowych kłosów, aby przypominały gdzie można szukać pomocy. Zobaczcie na Jackowe intencje, ilu to ludzi szuka u niego pomocy w znalezieniu pracy lub spłacie kredytów.

Kłosy Ja wożę trzy kłosy za tylną szybą w samochodzie.
Zdjęcie pokazuje jak należy je przygotować do poświęcenia.

Kościół pw. św. Jacka w Straszynie jest mi najbliższym miejscem, w którym ks. Ryszard Bugajski będzie święcił i rozdawał kłosy.