Ponad pół wieku temu pamięć o św. Jacku, jako o symbolu apostolskiego dzieła przyświecała konwentowi Dominikanów w Rzymie szukającemu wówczas dróg i kierunków przepowiadania Ewangelii  w naszych czasach.

 

LIST

Do Generała Zakonu Dominikanów W 700-NĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI ŚW. JACKA

Ukochanemu Synowi Michałowi Browne, Generałowi Zakonu Kaznodziejskiego Papież Pius XII pozdrowienia i Błogosławieństwo Apostolskie

 

Nie tylko dobro, lecz także chwała Kościoła walczącego domagają się, aby często w uroczystych obrzędach odnawiana była pamięć tych, którzy wyróżniając się cnotami, wyniesieni zostali do chwały Kościoła tryumfującego. Albowiem przez te oznaki czci odnawia się, wprawdzie zawsze pożyteczna, jednak w czasach nieprzyjaznych dla wiary szczególnie zbawienna pamięć osiągnięcia wysokiego stopnia świętości. Dlatego z przyjemnością dowiedzieliśmy się, Ukochany Synu, że Ty i Twoi Współbracia macie zamiar wkrótce uroczyście obchodzić siedemsetletnią pamiątkę, kiedy to św. Jacek chluba katolickiej Polski i Waszego Zakonu, przeniósł się z tego życia ziemskiego do wiecznego. Tym więcej nam się to wydaje odpowiednim, żeście uznali za pożyteczne zwołać swój konwent do Rzymu, aby zastanowić się nad drogami i kierunkami przepowiadania słowa Bożego, odpowiadającymi potrzebom naszych czasów.

Dla nas bynajmniej nie jest rzeczą ukrytą, że znaczenie bardzo wielkiej wagi posiada połączenie bez wątpienia zbawiennego obchodu pamięci owego nader świętego męża z pożytecznymi naradami. Albowiem ten nadzwyczajny przykład świętości zakwitnął u samych początków istnienia rodziny Dominikańskiej, kiedy to tak pięknie jaśnieje postać Waszego Ojca Założyciela. Przeto nie może być, abyście Wy, wierni Waszemu Zakonowi, o którym zaiste od początku wiadomo, że "został specjalnie założony dla kaznodziejstwa oraz dla zbawienia dusz" (Constit. Fratrum S. Ordinis Praedicatorum 3, 1), wpatrzeni w ten przykład, nie mieli przed oczyma właściwego charakteru tego apostolskiego dzieła.

Tutaj bez wątpienia należą specjalne związki, jakie łączyły św. Jacka z Waszym Patriarchą. On bowiem zarówno w Rzymie, gdzie przez samego Waszego Założyciela został przyjęty do Zakonu Kaznodziejskiego, jak zwłaszcza w Bolonia, w którym to mieście przez niemały odstęp czasu wspólnie z nim przebywał - "czerpał od św. Dominika jakby z samego źródła" (De vita et miraculis S. Hyacinthi, Monum. Poloniae. IV, Leopoli, 1884, p. 849) zasady świętego życia i świętego działania, do których w podziwu godny sposób dostosował swoje czyny aż do ostatniego tchnienia. Przedziwne było u Niego zamiłowanie do modlitwy i pokuty, nabożeństwo do Bogarodzicy, łagodność usposobienia połączona z gorącą miłością, jak zaś zupełnie przystało na członka rodziny Dominikańskiej, żarliwość niepokoiła jego serce.
Wasze Zgromadzenie, którego On był niezmordowanym krzewicielem, zyskało z obfitych owoców jego gorliwości apostolskiej, zyskała Polska, zyskała sąsiednie kraje na Wschodzie nie połączone jeszcze z chrześcijaństwem, do których sam się udawał jako herold nauki Chrystusowej.
Dużo by zajęło czasu wyliczanie wszystkiego, czego dokonał ten pracownik Chrystusowy, znakomity kaznodzieja, jaśniejący blaskiem świętości i sławny także z wielu cudów, na różnych odcinkach Bożej służby; jak uciążliwych podejmował się podróży; ile trudów mężnie znosił; jak wiele ciężkich przezwyciężył przeciwności. Nie możemy jednak tego uczynić bez skierowania Waszych myśli, Ukochani Synowie, do źródła i początków, skąd zrodziła się tak wielka siła, skąd z trudów św. Jacka wyrósł dla Kościoła tak urodzajny zasiew: mówimy o wielkiej jego świętości, która była przyczyną tego, że On, idąc śladami św. Dominika, czerpał siły dla trudów apostolskich oraz dla duszy z rozważania rzeczy nadprzyrodzonych oraz z wytrwałych modlitw, jakby z Bożego źródła. To zaiste było, co dawało mu powagę, co zjednywało słuchaczy, co dało mu wymowę wzruszającą serca i zwyciężającą.

To wszystko, jakżeśmy powiedzieli, nasuwa rocznica tego znakomitego Dominikanina nie dlatego, abyście o tym wszystkim co wam jest znane byli pouczeni, lecz byście za jaśniejącym przykładem św. Jacka łatwiej poznali co się sprzeciwia, co zaś dopomaga do skutecznego głoszenia słowa Bożego. Ubolewać należy, że w tak ważnej sprawie niektórzy wchodzą na drogę, która nie odpowiada ani godności słowa Bożego ani pożytkowi słuchaczy; ci zaiste słusznie mogliby być karceni słowami Apostoła, jako że są "żądni tego co łechce ucho" i "szukający swego, nie tego, co jest Jezusa Chrystusa" (cfr II. Tim. IV, 3; Philip. II, 21).

Wasz zaś sposób głoszenia słowa Bożego, Umiłowani Synowie, niech jedno ma na względzie: mianowicie chwałę Boga oraz zbawienie słuchających; dlatego też stosownie do zdolności pojmowania ludu wyjaśniać tajemnice konieczne do poznania, tłumaczyć nakazy obyczajowe, wykorzeniać występki - to niech będzie Waszym zadaniem, to najwyższym prawem. Nie ma nic tak niestosownego dla głosiciela Ewangelii, jak w mowie szukać poklasku oraz czerpać materiał do wyjaśnienia w źródłach mniejszego znaczenia względnie obojętnych, czy też całkiem obcych. Z tego to powodu mowa taka wprawdzie przez jakiś czas rozbrzmiewa w uszach, lecz lud odchodzi nie mniej spragniony słowa Bożego niż wówczas, zanim przyszedł. W tej to sprawie św. Hieronim dobitnie powie: "Kiedy nauczasz w Kościele, niech mowa twoja nie wzbudza okrzyków ludu, lecz jego wzdychanie. Pochwałą dla ciebie niech będą łzy słuchaczy. Nie chcę, byś głośno mówił, byś był krzykaczem i gadułą bez sensu, lecz byś był obeznany w Bożych tajemnicach i nadzwyczaj biegły w sprawach świętości twojego Boga" (Ep. 52 P. L., XXII, 534).

Tego zaś nikt w żaden sposób nie może osiągnąć jak tylko przez pilne przygotowanie. Ci przeto, którzy chcą się podjąć tego zadania, powinni zgoła, zanim rozpoczną nauczać, sami się kształcić i przygotować przez odpowiednie środki i pomoce, przez poznanie prawdy o rzeczach i ludziach, przez poznanie nauki świętej, przez przyswojenie sobie sztuki mówienia, a co najważniejsze przez pobożność chrześcijańską i nieskazitelność życia; albowiem w Kościele ten mówca zbiera największe pochwały, który jak Apostoł narodów mówi: "nie tylko słowem, ale też z mocą i z Duchem Świętym i z wielką pełnością" (I. Tess. 1, 5). Jeśli tego brakuje, jeśli opowiada się prawie tylko słowa światowej mądrości i roztropności, jeżeli niebieski powiew nie przeniknie do duszy głosiciela słowa Bożego, to jego mowa, choćby błyskotliwa, z konieczności będzie nudząca i bezskuteczna dlatego, ponieważ daleko odeszła od zalet, przez które mowa Boża oddziaływuje: "Bo żywe jest słowo Boże i skuteczne, a ostrzejsze od wszelkiego miecza obosiecznego: przenika aż do rozdzielenia duszy od ducha" (Hebr. 4, 12).

Niechże Was, Drodzy Synowie, ożywia wzniosła troska apostolska, którą się kierujecie, sprawcie też aby dzieła dokonane przez św. Jacka, którego gorliwie czcicie, ożyły w Waszej pamięci zarówno na jego chwałę jak i na pożytek świętego kaznodziejstwa.

Aby to się szczęśliwie spełniło, My razem z Wami o to się modlimy do Wszechmocnego Boga za wstawiennictwem św. Jacka oraz udzielamy Tobie oraz wszystkim Współbraciom w Panu jako zadatek nagrody niebieskiej i jako świadectwo Naszej ojcowskiej życzliwości Apostolskiego Błogosławieństwa.

 

Dan w Rzymie, u św. Piotra, dnia 1 sierpnia 1957 r., dziewiętnastego roku Naszego Pontyfikatu.

PIUS PP. XII

Źródło: Osserv. Rom. Nr 191 z dnia 19-20 sierpnia 1957; Wiadomości Diecezjalne, Katowice (1957) 172 - 175.