Publikuję kazanie będące wielką pamiątka Jackowego kultu, zostało ono zdigitalizowane przez Narodową Bibliotekę Wiedeńską i udostępnione w Internecie. Dochód z publikacji przeznaczony był na budowę wielkiego ołtarza w kościele pw. Św.Trójcy OO. Dominikanów w Krakowie. Kościół ten był pierwszym jaki otrzymał św. Jacek po przybyciu do Krakowa i w nim został pochowany.
Kopia posiada  układ stron z pliku pdf . i zachowano dawny język polski.
Jednocześnie dziękuję Pani Agacie Rola-Bruni za odkrycie i przekazanie pdf. portalowi.


Podobna ofiarność wiernych potrzebna jest dzisiaj Jackowemu  kościołowi, pw. św. Mikołaja w Gdańsku,  któremu grozi katastrofa budowlana i został zamknięty. Problem opisuje film i artykuł (tutaj)

Nasze publikacje: o tym jak św. Jacek podpisał swoim cieniem własna kaplicę (tutaj). i o cudzie w Gdańsku (tutaj)

 

 

 

NATIONALBIBLIOTHEK
IN WIEN !

KAZANIE NA UROCZYSTOŚĆ ŚWIĘTEGO JACKA
miane w kościele 00. Dominikanów ŚŚŚ. Trójcy w Krakowie
w dniu 27 Sierpnia 1876 r.
przez
X. Wincentego Smoczyńskiego Doktora Prawa kościelnego i Licencyata Teologii.
Dochód całkowity przeznaczony jest na budowę wielkiego ołtarza w kościele Śśś. Trójcy oo. Dominikanów w Krakowie.

W KRAKOWIE, CZCIONKAMI DRUKARNI „CZASU" pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1876.

Kazanie na uroczystość św. Jacka, miane w kościele
OO. Dominikanów Świętej Trójcy w Krakowie, w dniu 27
Sierpnia 1876 roku, przez X. Wincentego Smoczyńskiego,
Doktora Prawa kościelnego i Licencyata Teologii, nie zawiera
w sobie nic przeciwnego zasadom katolickiéj wiary.
Kraków dnia 31 sierpnia 18i6.
|X. Waleryan Serwatowski,
Kanonik hon. Lubel *. Radca Konsyst., Dziekan
Koll. i paraf. WW. SS., Cenzor ksiąg treści relig.
IMPRIMATU R.
ANTONIUS,
Episcopus Amathunt. et Vicarius
Apostolicus Cracoviensis.
NAKŁADEM AUTORA.

 

„... Kapłan wielki, który za żywota swego dom podparł, a za dni swych kościół umocnił,... a około niego zgromadzenie braciéj: jako szczepienie Cedru na górze Libanie,.... A ofiara Pańska w ręku ich, przed wszystkiem zgromadze
niem Izraelskuêm..."
Eklez. r. 50 w. 1. 13, 14.

Kiedy w Starym Zakonie świątynia Pańska odnowiona
przez Zorobabela zaczęła niszczeć i upadać w ruinę,
a godność kapłańska przez zapominanie się sług ołtarza,
| tracić swoją świetność i chwałę, lud zaś począł się oswajać
z grzechem; wtedy Bóg ze szczególniejszéj łaski,
nie zesłał kary na ten lud, jak to kiedyindziéj czynił, i nie
posłał go, aby w niewoli egipskim panom stawiał pomniki,
lub nad brzegami Babilońskich rzek śpiewał we łzach pieśń
tęsknoty za utraconą ojczyzną, – lecz dał im kapłana wielkiego i świętego,
Simona, zwanego Staroświeckim. Ten świątynię odbudował,
kapłanów do świątobliwego życia pobudził,
a lud powściągnął od upadku w grzechy.
Chwałę tego męża opowiadając Pismo św., tak o nim
mówi: „Simon, syn Oniaszów, kapłan wielki, który za żywota
swego dom podparł, a za dni swych kościół umocnił. Który
miał pieczą o ludu swoim, i wybawił je od zatracenia. Jako
gwiazda jutrzenna między mgłami, jako pełny księżyc we dni
swoje świeci: A jako słońce jasne, tak on świecił w kościele
Bożym. Jako tęcza jaśniejąca się pięknie między jasnemi obłokami:
jako kwiat różęj we dni wiosny, i jako lilje, które są

nad ciekącą wodą, i jako kadzidłowa pachnąca we dni letnie.
Jako ogień błyskający się i kadzidło gorejące w ogniu.

Jako naczynie ze złota zupełne, wszelkim drogim kamieniem
ozdobione. Jako oliwa rodząca i Cyprys podnoszący się wysoko,
gdy brał na się świetną szatę, a ubierał się w zupeł
ność powagi.
I gdy wstępował do ołtarza świętego, uczynił

chwałą święty ubiór.... a sam stojąc przy ołtarzu: a około
niego zgromadzenie braciéj: jako szczepienie Cedru na górze
Libanie, tak około niego stali jako gałęzie palmowe, i wszyscy
synowie Aaronowi w chwale swojej. A ofiara Pańska w ręku
ich, przed wszystkiem zgromadzeniem Izraelskiem* ).
W taki to piękny a wspaniały sposób, opisuje nam Pi
smo święte chwałę tego męża Bożego. – Czytając te po
chwały, łatwo możemy je zastosować do uroczystującego dzi
siaj Jacka świętego. – O nim to mam do Was mówić, a ra
czéj przypomnieć to, czêm On był dla Narodu naszego, aby
przez to pobudzić serca nasze do wdzięczności ku Bogu, który
jeśli dla wszystkich narodów jest ojcem prawdziwym, to z nie
zbadanych wyroków swoich, ojcowskie serce naszemu naro
dowi więcéj może, niż wielu innym okazywał. A okazywał je
przez tę łaskę, żeśmy lepiéj czuli, niż inni, to wszystko, co
prawda, co piękne i szlachetne, i w obronie tego nie skąpi
liśmy ofiar, nie żałowali krwi i trudu. To serce okazywał,
gdy w chwili niebezpieczeństwa moralnego upadku, dawał
nam męże, co przez swoją naukę, cnotę i gorliwość strzegli
nas, lub budzili ze snu obojętności, albo chwilowego zapo
mnienia i rozżarzali w sercach ogień Chrystusów.
Aby więc mowa moja o tak wielkim przedmiocie korzy
stną była, prośmy Boga o łaskę, za przyczyną Najświętszej
Dziewicy, pozdrawiając Ją słowy Archanioła: Zdrowąś Marya.
Smum w były te czasy, w których żył święty Jacek. Smu
tne były, bo bardzo podobne do naszych. Cnota nieraz mu
siała się wstydzić i rumienić wobec występku, przemoc i siła
szły przed prawem i sprawiedliwością, zbytek niemiłosiernie
królował obok ostatecznéj nędzy, użycie świata było marze
niem i celem dla wielu, nie troszczono się o duszę, najwa
żniejsze rzeczy były w zapomnieniu. Złe tak się rozwielmo
żniło, że poczciwsi ludzie sądzili, że się ma ku końcowi świata.
Wtedy Bóg wybrał sobie dwóch ludzi, Dominika i Franciszka,
aby przez nich spełnić wielkie rzeczy, aby nawrócić narody.
Do tych mężów Bożych poczęli się zbiegać wierni słudzy Chry
stusowi, i poszli po śladach Apostołów, aby zgromadzić od
*) Ekklk 50, 1–15.
5
kupione Krwią Zbawiciela pod Jego skrzydła, a marnotra
wnym dzieciom, znudzonym rozkoszą i przygnębionym wy
stępkami przypomnieć, że mają Ojca pełnego miłosierdzia.
Jednym z pierwszych, co poszli za głosem św. Dominika,
był rodak nasz, a dzisiaj święty nasz Patron, Jacek Odrowąż.
Urodzony roku 1183, to jest prawie siedemset lat temu,
z rodziny bogatéj zarówno w dostatki ziemskie jak i cnoty,
wychowany przez rodziców w bojaźni Bożej, kształcił się
w kraju, później w Bononii i Paryżu. Zkąd nauczywszy się
wiele, jako doktor praw wrócił w rodzinne strony. Wrócił zaś,
jak mówi pewien historyk: piękny na sumieniu, czysty na
ciele, w obcowaniu mądry, w rozmowie wdzięczny i ostrożny,
we wszystkiem bardzo przykładny.
Iwo Odrowąż, biskup krakowski, stryj jego, widząc
w nim jaśniejący dowcip, naukę i nieskalany żywot, zachę
cił go do stanu duchownego. A następnie, jako wzór i po
chodnię cnót kapłańskich powołał do boku swego i uczynił
kanonikiem na Wawelu. Gdy wkrótce wypadło biskupowi
w sprawach kościoła jechać do Rzymu, bierze ze sobą Jacka
i brata jego Czesława. Właśnie wówczas w stolicy chrześciań
stwa żył Dominik św., prowadząc wielu do poprawy życia
i pokuty. Tamto go Jacek poznał i gdy własnemi oczami uj
rzał wskrzeszenie pewnego młodzieńca, klęka u nóg jego,
składa jedwabne szaty i złoty łańcuch ze szyi, i prosi o przy
jęcie do świeżo założonego zgromadzenia. O czém dowiedziaw
szy się Honoryusz papież, przepowiedział w duchu Bożym
o Jacku, że będzie z niego wielki Apostoł na północną
krainę, i nie omylił się.
Rok nowicyatu wystarczył pod takim mistrzem jak św.
Dominik, do rozpalenia w sercu silnego płomienia miłości Bo
żéj i zaparcia siebie. Urósł też Jacek we wszystkie cnoty za
konne, śluby złożył i z otrzymaném błogosławieństwem od
patryarchy zakonu i od papieża, szczęśliwy, o kiju rusza do
Polski.
W ciągu drogi żar miłości Bożej otwierał jego usta,
i gorliwemi kazaniami mnóstwo ludzi nawrócił. Gdy o jego
powrocie do kraju, doszła wieść do Krakowa, biskup z ca
łém duchowieństwem, król ze dworem i mieszkańcy grodu za
szli mu drogę i do miasta wprowadzili. Było to roku 1220.
6
Od tej chwili rozpoczynają się w ojczyznie naszej gorliwe,
apostolskie prace świętego męża.
Tu na tém miejscu, gdzie dzisiejsza świątynia stoi,
miano, jak niesie podanie historyczne, po raz pierwszy głosić
Ewangelią. Tutaj stał wówczas kościołek parafialny pod we
zwaniem św. Trójcy. O ten kościołek prosi Jacek stryja swego,
który mu go oddaje, a parafią przenosi do świeżo wybudo
wanego przez siebie kościoła Panny Maryi. Roku 1223,
w dzień Zwiastowania N. Panny, u podwoi kościołka czeka
na Jacka Iwo biskup, wraz z Leszkiem, książęciem narodu,
i wobec duchowieństwa i mieszkańców Krakowa oddaje mu
kościół na własność zakonu.
To miejsce przeznacza Jacek na kolebkę dla swego za
konnego zgromadzenia i tutaj stałe mając mieszkanie, nie
spoczywa, bo widzi na obszernéj i dalekiej ziemi polskiej
wiele złego. Więc ztąd robi ciągłe przez lat trzydzieści cztery
wycieczki, aby tylko dzieło Boże utrwalić i jak najwięcéj
dusz zbawić. Ztąd wychodził na ów wielki połów do sieci
Chrystusowej, a świętość tryskająca mu z oblicza i słodycz
słów płynących z serca pełnego miłości i gorliwości, pocią
gały słuchaczy do Boga. Kto go tylko usłyszał, garnął się
do pokuty i odmiany życia. Powrócone wydarte z krzywdą
majątki, otarte łzy uciśnionych wdów i sierót, pokuta naj
większych grzeszników, najlepiej dowodzą, jakim duchem ten
mąż Boży ludzi na niebiańską drogę nawracał. Tak każąc,
bo: żarliwośc domu Pańskiego pożerała go, zwiedził Wielko
Polskę, Prusy, Mazowsze, Halicz, Ukrainę, do Turcyi cho
dził, był w Danii i Szwecyi, Ruś go widziała, widziały go
Tatary i dalekie kraje Azyi. A klasztory wszędzie zakładane,
jako pomniki na późne czasy, kamiennemi słowy głoszą
czyny jego.
Z tych wędrówek nieustannie wracał do Krakowa, do
Świętej Trójcy, tu rozgrzewał ducha braci, tu do Chrystuso
wéj winnicy nowych zaciągał robotników, tu ich ćwiczył
w gorliwości i nabożeństwie, tutaj chciał mieć kolebkę i zwier
ciadło zakonnéj doskonałości, na któreby się wszystkie jego
klasztory dwudziestomilionowéj Polski po wszystkie wieki
oglądały. Tutajto na twardych kamieniach leżąc lub klęcząc,
dniem lub nocą, długie godziny modlił się do Boga o siłę
7
potrzebną dla nawrócenia zbłąkanych grzeszników. Ileż to łez
jego wsączyło się w kamienie i marmury tutejszéj świątyni.
Nieraz noce całe spędzał na modlitwie, bo wierzył w potęgę
modlitwy, bo wierzył, że bez łaski i pomocy Bożej nic zro
bić nie można, a dzieła oparte na błogosławieństwie Bożem,
wieki całe przeżyją. Tutaj wreszcie po trzydziestu czterech
latach apostolskiego żywota wrócił, i powitany od króla Bo
lesława i od św. Kunegundy królowej, wkrótce, bo 1257 r.,
siedemdziesięcioletni starzec, w wigilią Wniebowzięcia Naj
świętszej Panny śmierć swoją zakonnym braciom przepowie
dział. A na drugi dzień z niemi się we łzach pożegnał, po
błogosławił ich i przyjąwszy Sakramenta święte wśród mo
dlitwy w kościele, Bogu duszę oddał. I w téj świątyni, gdzie
tyle dla siebie i dla narodu polskiego wyżebrał łask i miło
sierdzia, pochowanym został i do dzisiaj spoczywa.
O nim piszą, że był braciom przykładem w pokorze,
czystości, w miłości ku bliźnim i pilném reguł zakonnych cho
waniu. Zawsze pełen pokory, łagodności, miłości i pobożno
ści, wiódł życie surowe i pracowite. Modlitwy swoje polewał
hojnemi łzami, i na nich często noce w kościele trawił. Pe
wnego miejsca do sypiania nie miał, a gdziekolwiek przy
padł spracowany, tam się trochę przedrzymawszy kamień ma
jąc pod głową, wracał napowrót do pracy, w któréj był nie
przerobiony. Zawsze był czynnym, zajmując się jużto czy
taniem i pisaniem, jużto modlitwą, opowiadaniem słowa
Bożego i słuchaniem spowiedzi, już wreszcie nawiedzaniem
i pocieszaniem chorych. Miłosierdzie nad ubogiemi i strapio
nemi miał nieuhamowane: bo jeśli im co dobrego uczynić nie
mógł, to płakał nad niemi i prosił Boga za ich nędzą. Ciało
swe duchowi niewoląc, biczował aż do krwi i wycieńczał po
stami. We wszystkie piątki oraz wigilie do Najśw. Panny i śś.
Apostołów pościł o chlebie i wodzie, a nawet o saméj wo
dzie. Niewysłowionych radości i słodyczy doznawał na mo
dlitwie. Szczególniejszém odznaczał się nabożeństwem do Bo
garodzicy, która mu się raz w wigilię święta Wniebowzięcia
swego pokazała i niezmierną go napełniła słodyczą, obiecu
jąc, iż wszystko otrzyma, o cokolwiek przez Nią będzie pro
sić Jéj Boskiego Syna. Dla tych szczególnych względów na
8
zywano go protegowanym Najświętszej Dziewicy ). Taką też
miał ufność w téj Pani, iż w najtrudniejszych okolicznościach
uciekał się do Niej i zawsze był wysłuchanym. Tak też wiel
kie czynił cuda, jakie rzadko komu po Apostołach były udzie
lone*). Liczą do pięćdziesięciu trzech ludzi zmarłych, któ
rych wskrzesił. Chorych uzdrowił co niemiara. We wsi Ko
ścielcu, pięć mil od Krakowa, widząc potłuczone zboże od
wielkiego gradu, ulitował się nad stroskanemi i zapłakanemi
rolnikami, ukląkł i póty od modlitwy nie powstał, póki nie
powstały do góry wszystkie owe kłosy *). Udając się na mis
syą do Kijowa, gdy się zbliżył pod Wyszogród, a nie miał
go kto przez gwałtownie wezbraną i wzburzoną Wisłę prze
wieść, uczynił znak krzyża św. i śmiało szedł po niéj, a gdy
trzéj jego towarzysze bali się za nim iść, rzucił płaszcz swój,
w który oni wszedłszy, przewieźli się jakoby w czółnie *).
W Kijowie nauczał i czynił cuda przez lat cztery *). Tam za
jego staraniem wystawiono kościół N. Maryi Panny, a przy
nim klasztor dla Dominikanów na przedmieściu Padoł, nad
Dnieprem. W piątym roku pobytu swego tutaj, gdy zamie
rzał wracać do Krakowa i odprawił Mszą św., polecając się
Opatrzności Boskiéj na podróż przedsięwziętą, w téj saméj
chwili horda Tatarów nagle i niespodziewanie wtargnęła do
Kijowa. Na krzyk braci zakonnych, Jacek zabrał w jednę
rękę puszkę z Najśw. Sakramentem, a w drugą posąg ala
bastrowy N. Maryi Panny, blizko dwa centnary ważący, i prze
szedł z bracią przez klasztor bezpiecznie wpośród barbarzyń
ców, którzy już palili i burzyli domy i mordów się dopu
szczali. Uchodząc z Kijowa przed pogonią tatarską, przepra
wił się również wraz z braćmi zakonnemi przez Dniepr na
płaszczu zakonnym, i tym sposobem siebie z bracią ocalił od
grożącego im niebezpieczeństwa. Potem skierował swą podróż
ku Rusi Czerwonéj i przybył do Halicza, gdzie umieścił w ko
ściele ów posąg Bogarodzicy. Z Halicza odbywał Jacek mis

*) Giffre de Rechac. La vie du glorieux s. Hiacinthe favori de
la Sainte Vierge. Paryż 1643. – *) Seweryn Lubomlczyk. De vita, mi
raculis et actis canonisationis s. Hiacinthi. Romae, 1594. – *) Bulla Ca
-nonisat. – *) Storia della vita, miracoli e canonisazione del B. P. Gia
cinto di nazione Polacco, del s ordine dei predicatori. Napoli 1601. –
*) R. 1223 – 1227.
9
syą w polskiéj i pruskiéj prowincyi, a przybywszy do Gdań
ska, i w tém mieście gorliwie każąc, rozniecił w sercach wielu
pragnienie przyjęcia sukienki św. Dominika. Tutaj wobec mnó
stwa osób uczynił cud, iż kazał ustąpić morzu od brzegu
i było mu posłuszne *)
I nic dziwnego, że mąż mający tak wielkie posłannictwo
do narodu, musiał nadzwyczajnemi cudami potwierdzić ta
kowe. Wszak Chrystus Pan naprawiając świat zepsuty, dając
mu nowe prawo, nie poprzestał na opowiadaniu pięknéj na
uki Ewangielicznéj, lecz przez te trzy lata, w których ogła
szał swoje boskie światło, przekonywał ludzi o prawdzie swo
jego posłannictwa. „Dana mi jest wszystka władza na niebie
i na ziemi*)", mówi do ludzi i przywraca wzrok ślepym od
urodzenia, głuchym słuch, sparaliżowanym odpuszcza grze
chy, a na znak, że ma do tego władzę, każe im wstać z łoża
kilkunastoletniej niemocy i iść zdrowo do domu. Trędowatych,
którym zepsuta krew rozkładała ciało i pruchniały kości, oczy
szcza jedném słowem. Woła na umarłe i wstają z mar, jakoby
ze snu. Każe otwierać groby i gnijące i cuchnące przywołuje
z tamtego świata do życia. „Łazarzu wynidź z grobu *)";
i natychmiast powstał, który był umarł. Rozkazuje czartom
i słuchać go muszą. Kilkoro chleba i rybek rozmnaża i dwu
krotnie niemi kilka tysięcy ludzi karmi. Rozkazuje wiatrom
i burzy morskiej, a nastaje cisza, i mówili patrzący na to:
„Jakiż jest ten, że mu i wiatry i morze są posłuszne *)? Na
górze Tabor pokazuje uczniom chwałę swoję: „oblicze jego
rozjaśniało jako słońce: a szaty jego stały się białe jako
śnieg.... a oto głos z obłoku mówiący: Ten jest syn mój
miły, w którymem sobie dobrze upodobał : jego słuchajcie *)".
Przy śmierci cudami okazuje bóstwo swoje. Po trzech dniach
zmartwychwstaje, przekonywa o tém uczniów swoich i posyła
ich na świat cały opowiadać naukę, nieuzbrojonych w środki
ziemskie, ale jak sam rzekł: „jako owce między wilki *)".
I tych dwunastu biedaków, ludzi ciężkiej pracy poszło i roz
biegło się po świecie, rozsiewając światło ewangelii wśród ty

*) Abraham Bzovius. Thaumaturgus Poloniae. Venetiis. 1606. –
*) Mat. XXVIII, 18. – *) Jan, XI, 43. – *) Mat. VIII, 2, 7. – *) Mat.
XVII, 2, 5 – *) Mat. X, 16.
10
siącznych przeszkód: „Idąc szli i płakali, rozsiewając nasie
nia swoje ')". Cudami dowodzili posłannictwa swego. Takiemi
cudami, wielu świętych mężów w następnych wiekach prze
konywało ludzi o prawdziwości religii Jezusa Chrystusa. –
Z nowszych czasów dość przytoczyć św. Dominika, św. Fran
ciszka z Assyżu, św. Antoniego z Padwy, św. Wincentego
Ferreryusza, św. Franciszka Xawerego, a z naszych roda
ków: św. Stanisława biskupa i męczennika, św. Kazimierza,
św. Czesława, bł. Władysława z Gielniowa, i uroczystującego
dzisiaj św. Jacka. Wszyscy oni na potwierdzenie prawdy ka
tolickiéj czynili rzeczy nadzwyczajne, na które patrzeli ludzie
nie jednéj wsi lub miasta, ale tysiące ludzi, kraje całe. Czy
nili cuda, niepodlegające najmniejszéj wątpliwości, wytrzymu
jące najostrzejszą krytykę *).
Jak za życia swego, święty nasz patron sam działał
cuda, tak po jego śmierci wielkie i dziwne rzeczy działał Bóg
przy jego grobie, aby niemi okazać świątobliwość sługi swego.
Miał Jacek siostrę Bronisławę, później za świętą uznaną
i czczoną. Ta w dzień śmierci jego, podczas modlitwy o go
dzinie 9 zrana, wpadła w zachwycenie, w którém widziała
wielką światłość nad kościołem ojców Dominikanów krakow
skich, a wśród niéj niezliczone mnóstwo aniołów wdzięcznie
śpiewających, za którymi postępowała Najśw. Panna, prowa
dząc za rękę męża dziwnie pięknéj urody, w ubiorze zakonu
św. Dominika i tak się do niej odezwała: „Bronisławo, córko
moja, jam jest Matką Miłosierdzia, a ten którego widzisz,
jest brat twój Jacek, mnie i Synowi memu wielce zasłużony,
którego do chwały wiecznéj wprowadzam". Bronisława, przy
szedłszy do siebie, opowiedziała siostrom zakonnym widzenie
o śmierci brata, który rzeczywiście tego dnia umarł. W sam
dzień pogrzebu pewien młodzieniec, Żegota imieniem, spadł
z konia i zabił się, – gdy wszelkie nadzieje uratowania go
znikły, ciało jego złożono przy trumnie św. Jacka, a mło
dzieniec ożył i wstał wobec wszystkich zdrowy, bez najmniej
szego śladu stłuczenia.
W 300 lat po śmierci, gdy ciągle przy jego grobie
działy się różne cuda, Paweł III. papież (1538 r.) pozwolił

*) Ps. 125, 6 – *) Acta SS. Bolland.
11
wyjąć z grobu szczątki świętego i wystawić je ku czci pu
blicznéj, a Klemens VIII kanonizował go. Piotr Myszkowski,
biskup krakowski r. 1583 złożył i zamknął święte relikwie
w alabastrowej trumnie, którą w osobnéj kaplicy, pod wezwa
niem św. Jacka, złożono. W sto lat (1686 r.) Innocenty XI
wpisał św. Jacka pomiędzy świętych Patronów Polski.
Taki jest żywot tego świętego męża, patrona kraju na
szego, żywot krótko a niedołężnie opowiedziany. Lecz któż
nie będąc takim, jakim on był, potrafi odczuć i wypowiedzieć
tę miłość jego ku Bogu i ludziom, tę gorliwość o dom Boży,
tę żarliwość w nawracaniu zbłąkanych lub chwiejnych na dro
dze cnoty, te gorące modły zasyłane do niebios, tę świętą
chrześciańską, rzewną tęsknotę za niebiańskiém życiem, wśród
nieustannych prac ziemskich. Niech chrześciańskie serca wa
sze, patrząc na czyny tego męża, dopełnią tego, czego usta
moje wypowiedzieć nie zdołały. On iście jest: „Kapłan wielki,
który.... za dni swych kościół umocnił. A jako słońce jasne,
tak on świecił w kościele Bożym *)". Jako gwiazda jutrzenna,
jako pełny księżyc, jako tęcza jaśniejąca się pięknie, jako
kwiat róży we dni wiosny, jako lilia nad wodą ciekącą, i drze
wo pachnące we dni letnie, jako naczynie złote zdobne dro
giemi kamieniami, jako oliwa rodząca i cyprys wysoki, tak
on zdobił kościół Boży.
„A około niego zgromadzenie braciéj: jako szczepienie
Cedru na górze Libanie, tak około niego stali jako gałęzie
palmowe,.... a ofiara Pańska w ręku ich, przed wszystkiem
zgromadzeniem Izraelskiém *)".
Święty Jacek nie poprzestawał na apostolskiém pielgrzy
mowaniu i wzywaniu do pokuty i odmiany życia, lecz pra
gnąc dzieło to rozszerzyć i utrwalić, w wielu miejscach, na
obszernéj polskiej ziemi zakładał klasztory dominikańskie –
Mnóstwo z najpierwszej nawet młodzieży krajowej przyjęło
regułę zakonną. Zapał do zakonu był tak wielki, że nawet
Jakób, rzymianin, sekretarz legata papiezkiego prosił o przy
jęcie do zgromadzenia w Krakowie. Oprócz Krakowa, gdzie,

*) Ekklk. 50, 1. – *) Ibid. w. 49, 50.
12
jak to już wyżej widzieliśmy, była kolebka zakonu w Polsce,
jeszcze sam święty założył takowe w Poznaniu, Elblągu,
Gdańsku, Królewcu, Rydze, Sandomierzu, Wyszogrodzie, Ki
jowie, Haliczu i Przemyślu. Klasztory ubogie w dostatki ziemi,
ale bogate w chwałę Bożą i gorliwość, żebrzące chleba po
wszedniego, ale chlebem niebieskim płacące; gdzie zakonnicy
jaśniejący surową cnotą i głęboką nauką, głoszą tysiącom
nieszczęśliwych pokutę i pociechę, rozkrzewiają wiarę i oświa
tę. – A pobożny lud nie mogąc mieć świętego męża wpośród
siebie, cieszył się, że miał dla siebie i swoich potomków,
w braciach jego zakonu ustawiczny głos, przypominający na
pomnienia jego, głos, który cały naród od grzechu do po
kuty nawrócił. I płynęła też wielka łaska i błogosławieństwo
Boże z tego świętego zgromadzenia. Już Jacka nie stało, je
dnak duch jego, gorliwość o dom Boży i zbawienie dusz
przetrwały wieki pomiędzy braćmi zakonu.
Jeszcze za życia św. Jacka, zważając na cnoty, naukę
i zasługi zrobiono pierwszym biskupem łacińskim na Rusi
Gerarda dominikana, biskupem pruskim Henryka, Witusa spo
wiednika Bolesława Wstydliwego biskupem nawracającéj się
Litwy, a Gwarnera biskupem pomezańskim. Przez czas na
stępnych wieków, ośmiu Dominikanów zasiadało na stolicach
arcybiskupich w Polsce, a osiemdziesięciu ośmiu pasterzowało
na stolicach biskupich. Naród otaczał ich szacunkiem, miło
ścią i zaufaniem, to też w połowie siedemnastego wieku za
kon był tak liczny, że oprócz Dominikanów polskich w ościen
nych krajach, dzielił się w Polsce na trzy prowincye. Pro
wincya polska miała klasztorów 43. Prowincya ruska inaczej
św. Jacka, miała klasztorów 69. Prowincya litewska lub św.
Anioła Stróża, miała klasztorów 38. Razem klasztorów sto
pięćdziesiąt, – nie licząc tak zwanych rezydencyj i misyj*).
Troskliwość o ścisłe życie zakonne i o nauki w klaszto
rach, postawiły Dominikanów na czele innych zakonów w Pol
sce. Prace zakonu nazywanego w Europie dla prac naukowych
Ordo veritatis, zakon prawdy, przyniosły wielkie pożytki
kościołowi i ojczyznie. W Litwie, gdzie szczególniej utrzy

*) Rys dziejów zakonu kaznodziejskiego w Polsce. Lwów tom. 2.
X. Barącza.
13
mywali po wielu miastach szkoły publiczne, gimnazyalne, po
wiatowe i parafialne oprócz innych zajęć missyonarskich, zje
dnali sobie zarówno, jak i w Koronie wielką miłość i szacu
nek u wszystkich stanów. Zakon ten, tak bardzo u nas roz
szerzony, bardzo wielkie położył zasługi na polu missyjném.
Za św. Jackiem, który przeszło cztery tysiące mil pieszo od
był, szło wielu pracowników do Tataryi i w dalekie wscho
dnie kraje, po tych zaś nieprzerwanem pasmem idą ich na
śladowcy. W tym celu po klasztorach na Rusi uczono ormiań
skiego, wołoskiego, tatarskiego i innych wschodnich języków *).
Missye dominikańskie na Rusi i na Litwie trwały ciągle, ich
owocem było nawrócenie Gedymina i rodziny książęcej, co je
dnak chciwość krzyżacka zniszczyła. Z Władysławem Jagiełłą
wielu się udało i wspierało króla w nawracaniu Litwy. Za
pał missyonarski Dominikanów był tak wielki, że go Papież
niejako powstrzymywać musiał. Daleko na wschód, wśród dzi
kich i koczujących narodów, w puszczach i stepach odludnych,
budowali oni nędzne klasztorki swoje, usiłując i tam zaszcze
pić światło wiary i ugruntować chrześciańską cywilizacyę. Nie
mieczem, jak zakon niemiecki, ale pokorą, ubóstwem i po
święceniem się, barbarzyńców nawracali. Wielu z nich w nę
dzy i o żebranym chlebie wpośród obcych sobie narodów zo
stając, głodową śmiercią poświęcenie swoje przypłaciło.
Wielu Dominikanów było spowiednikami królów, bisku
pów i po dworach pańskich. Inni w obozach zachęcali do
męztwa, a potem jako świadkowie czynów rycerskich, przy
nabożeństwach dziękczynnych opowiadali z ambony waleczność
wodzów i rycerstwa. Inni znowu przemawiali w czasie sejmów
i trybunałów, zachęcając do miłości i sprawiedliwości.
Wciskające się do Polski herezye, spowodowały ustano
wienie czujnego oka, czujnéj kontroli czyli inkwizycyi. Dzieło
to powierzono Dominikanom. Im służyła wszelka władza na
uczania, poszukiwania i karania przekonanych o błędy wiary.
Roztropnie Dominikanie Polscy używali udzielonéj sobie władzy;
słusznie rozumiejąc, że raczej przekonywać i nawracać zbłą
kanych należy, aniżeli karać ich śmiercią. Od r. 1254 do 1571
trybunałowi inkwizycyjnemu w Polsce 55 przewodniczyło Do

*) Russia florida. Szym. Okolskiego.
14
minikanów. Gdy ze śmiercią Zygmunta Augusta, herezye pe
wnych praw nabyły i ustał u nas trybunał inkwizycyjny, za
kon nie ustawał w walce z heretykami, lecz ich tak jak
i poprzednio zwalczał kazaniami, dysputami i księgami.
Kiedy szło o chwałę Bożą lub o zbawienie dusz, nie
zważali na żadne niebezpieczeństwo i na żadną osobistość.
Dość przytoczyć fakt o dominikanie Xiędzu Mościckim, co
królowi ubłaganemu, aby jechał na nabożeństwo do zboru
kalwińskiego, zabiegł drogę i chwyciwszy konie za cugle po
kazując na drogę ku zborowi, zawołał: „Nie ta jest droga,
którą przodkowie Waszej Kr. Mości jeździli, ale ta, i tu
wskazał na drogę wiodącą do kościoła katolickiego, i tą też
W. Kr. Mość jeździć powinieneś." To mówiąc: skręcił konie,
król nic nie rzekł i pojechał do kościoła.
Tak oni wszyscy, bez względu na niebezpieczeństwa
i trudności, spełniali zadanie swoje. Wielu dlatego od Ta
tarów i innych nieprzyjaciół kościoła katolickiego śmierć mę
czeńską poniosło. Mordowały ich zlutrzałe Krzyżaki pruskie,
mordowała schizmatycka Moskwa, mordowały Kozaki, Turki
i Tatary. Krwią i potem broczyli po stepach Wschodu, po
skałach Krymu i syberyjskich kniejach. Widział ich tatarski
jassyr, moskiewska katorga i tureckie lochy, w których po
cieszali nieszczęśliwych brańców. Widziano ich, jak wśród mo
rowéj klęski nieustraszeni nieśli życie w ofierze. Wszystkie
nieszczęścia publiczne i prywatne miały w nich pocieszycieli.
To też Papież Innocenty IV, jeszcze na soborze lugduńskim
porównał zakon polskich Dominikanów z godnością kardy
nalską, udzielając im przywilej używania oznak czerwonych
kardynalskich, to jest: kapeluszy, pasów, rękawiczek i obuwia
czerwonego. Używali tego Dominikanie polscy, jak stare obrazy
o tém świadczą; później jednak, z pokory zapewne, zarzu
cili prawnie służącą sobie oznakę, zostawując ślad tego przy
wileju w ruskiéj prowincyi. Za wszystkie trudy, prace, głód,
i niewczasy nie żądali nic od ludzi tylko od Boga. Cieszyło
ich, gdy w ludziach widzieli żywot niewinny i święty, to była
ich jedyna ziemska nagroda.
Takiemi byli! Chwała Bogu za to. A nie mogli być in
nemi wyszedłszy z takiej szkoły i z pod takiego mistrza jak
Jacek, który, jako słońce jasne.... świecił w kościele Bo
15
żym, a oni.... około niego zgromadzenie braciéj: jako szcze
pienie Cedru na górze Libanie, a ofiara Pańska w ręku ich,
przed wszystkiem zgromadzeniem Izraelskiém".
Szczycił się nimi i szczyci naród polski, bo im wiele
winien. Dopiero gdy spadły klęski na kraj, runął i zakon,
bo schizma moskiewska i pruski luteranizm na zgubę się jego
sprzysięgły. Sławne świątynie i klasztory, albo w gruzach le
żąc, świadczą o dawnéj poczciwej wierze przodków, lub sro
motnie przebrane w pękate banie i schyzmatyckie krzyże,
zdają się wołać o miłosierdzie do Pana. Owdowiały kazal
nice, niema Birkowskich, co z nich głosili słowa żywota; pu
ste chóry, z których kiedyś dniem i nocą pobożne pieśni wzbi
jały się do nieba. Na Litwie, Podlasiu, Wołyniu, Podolu
i Ukrainie smutno i boleśnie – ruina, a na niéj krew i łzy!
Daj Boże, by nie było gorzej! Dzisiaj kilka tylko zostało kla
sztorów i to jedynie pod ojcowskiemi rządami apostolskiego
Monarchy Austryi. Została kolebka zakonu, Kraków, z któ
rego daj Boże! aby się jak najprędzej rozkrzewił zakon po
całéj ziemi naszéj, Bogu na chwałę, ludziom na zbawienie.
Kończę na tém, Bracia moi, rzecz o św. Jacku i zgro
madzeniu braci jego. Niech te kilka słów uprzytomniających
nam wielką, katolicką przeszłość jednego zakonu naszego,
zapalą serca nasze wdzięcznością i miłością ku Bogu. Niech
niezmordowane prace i trudy tego zastępu sług Pańskich,
zachęcą nas do służenia Bogu czystém i niewinném sercem.
A gdy się to stanie wśród naszego społeczeństwa, ulży nam
Bóg twardego losu na tej ziemi i da nagrodę w niebie. Amen.
Jeszcze słówko. Wiadomo wam, że przed 25 laty spadła
na Kraków klęska wielka, pożar, który zniszczył miasto. Po
między świątyniami, które ten żywioł obrócił w ruinę, była
i tutejsza świątynia, kolebka zakonu dominikańskiego w Pol
sce. Poczciwe, katolickie serca, postarały się o to, aby ten
dom Pański, słynny grobem św. Jacka, odbudować. Praco
wano dwadzieścia kilka lat, zrobiono wiele, ale nie wszystko,
dosyć jeszcze brakuje. Otóż zgromadzenie Ojców Dominika
nów odzywa się do was przezemnie, prosząc o pomoc. Co
16
i czyja łaska, niechaj raczy dać na tacę Xiędzu chodzącemu
W czasie nabożeństwa po kościele.
Pan Jezus powiedział: „Abowiem ktobykolwiek wam dał
ku piciu kubek wody w imię moje, iżeście Chrystusowi, za
prawdę powiadam wam, nie utraci swéj zapłaty *)", to tem
bardziej ofiara dana na chwałę Jego, nie pozostanie bez nagrody.
Przodkowie nasi budowali świątynie wielkie i wspaniałe,
ubierali je złotem, srebrem i drogim kamieniem. W tym prze
pychu zdawali się upatrywać majestat narodu. Bóg im błogo
sławił. Grosz wydany na Jego chwałę, sto im przyniósł, bo
Bóg więcéj niż z lichwą płaci swoim wierzycielom. Byli też
syci, suto odziani i bogaci.
Mieli wielki kapitał, to jest łaskę i błogosławieństwo Boże.
Bracia moi! podobno nas dzisiaj nie stać na budowę no
wych świątyń, podtrzymujmy przynajmniej to, co możemy.
Odbudujmy tę świątynię! Wszak tutaj spoczywa patron dzi
siejszy, Jacek święty, co tyle modłów zpośród tych murów
wysłał do nieba, co tyle błogosławieństw sprowadził z nie
bios na kraj nasz. Wszak tutaj do jego grobu, przez sześć
wieków przychodziły wszystkie pokolenia Polski, Litwy i Rusi
prosić Boga, za jego wstawiennictwem o łaski potrzebne. –
Nie chodzi tu o wielką ofiarę. Niech da każdy to, co może.
Ofiara ubogiej wdowy dana z serca, miłą będzie Panu Bogu.
Swiadczyć ona będzie w późne wieki, żeśmy wśród nieszczęść
umieli szanować pomniki pięknéj przeszłości. Świadczyć bę
dzie o wierze, bo wiara bez czynów nie nie znaczy. Nako
niec uczyni nas uczestnikami w skarbie modlitw za dobro
dziejów i fundatorów tutaj odbywanych, a szczególniej jednéj
Mszy św. tygodniowo na tę intencyą śpiewanej i czterech wiel
kich anniwersarzy, corocznie odprawianych.
*) Mar. IX, 40.