„Przechodząc wstąp do kościoła, Bóg Cię kocha !”
- Taki napis widnieje na podstopniach schodów do drzwi kościoła pw. św. Jacka w Słupsku.
Spojrzałem na to wezwanie po raz pierwszy 16 lat temu i wszedłem po tych schodach do słupskiej świątyni, nie wiedząc, że pozostanę ze św. Jackiem na zawsze...

Dziś stoję na  nich ponownie. _ Do głowy przychodzi taka myśl, że to schody stanowiące symbol życiowej drogi, którą  idę odkrywając i ukazując wielkość postaci mojego patrona św. Jacka.
Schody te zbliżyły mnie ponownie do wiary. Dawniej bywałem tu częściej, zanim Słupsk zbudował obwodnicę. Teraz jestem przypadkiem. Zachował się tylko napis na schodach , ale nie ma już śladów stópek namalowanych białą farbą na płytach chodnika, które mnie doprowadziły właśnie tu, przed te szczególne drzwi.
Dostrzegam, że przez minione lata zastąpiono stare kliszujące płyty granitowymi. Chodnik ładny, kierunkowskazu ze stópek, jako drogi do kościoła już na nim nie ma. Nic to, myślę sobie -  zachowałem je w artykule o genezie strony, są również upamiętnione w miesięczniku „Listy”.
Trzeba przyznać, iż był to genialny marketingowy pomysł księdza proboszcza, tworzącego ten uliczny performens. - Czemu nigdy nie spotkałem tego człowieka? – zastanawiam się, mimo, że - jak sobie przypominam podjąłem kila prób, nieskutecznie. podobnie jak fakt, że jego kuzyn pracuje w mojej firmie... Mam w pamięci ks. Ryszarda Borowicza, byłego wikarego, który pierwszy opowiedział mi o św. Jacku. Jemu to wysłałem nuty i tekst „Pieśni o św. Jacku” i słyszałem potem jak grał ją organista, ucząc wiernych śpiewu. To był mój dar dziękczynny. Jednak księdza proboszcza wciąż nie mogłem spotkać.

Tymczasem przed laty, podczas przestawiania gazu w Słupsku, codziennie uczestniczyłem w porannej Mszy świętej, którą odprawiał ksiądz proboszcz. Wydawał mi się wówczas człowiekiem zaawansowanym wiekowo. Szkoda pewnie go nie ma tutaj, pomyślałem będąc w tym miejscu. Opowiadam o tym zdarzeniu znajomej, która zainteresowała się historią portalu. Wchodzimy rozmawiając na plac za kościołem i nagle!... dostrzegam dwóch przechodniów, - jeden był w sutannie, to ksiądz z siwą głową. - To ten - słyszę gdzieś w tyle głowy. Mimo, że nas minęli zawracam i doganiam obu panów. Witam się i pytam dość obcesowo – Czy ksiądz jest proboszczem od św. Jacka? Widzę uśmiech na pogodnej twarzy – odpowiada - Tak i nie. Byłem tu proboszczem 33 lata, teraz jestem na emeryturze.- Ks. Jan Giriatowicz – przedstawia się...

Św. Jacku , ty mnie prowadzisz, Ty myślisz za mnie i działasz – co za spotkanie. Opowiadam o mojej historii i o tym, że wiele razy próbowałem dotrzeć do niego. Na szczęście samochód stoi przed wejściem do kościoła - przypominam sobie, że mam w nim egzemplarz naszej książki o św. Jacku , teraz wiem dlaczego woziłem go tak długo. schody

Piszę długą dedykację i wręczam książkę, robiąc pamiątkowe zdjęcie z gospodarzem miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. - Chodzicie pomodlimy się - zabiera nas do kościoła. Wewnątrz udziela Błogosławieństwa. Dla mnie,  w tym miejscu, ma ono szczególne znaczenie, jest m.in. jakby bierzmowaniem  do pracy nad św. Jackiem. Potem zaprasza nas do siebie. Spotkanie w drodze ma swoje ograniczenia czasowe, dostaję książeczkę na pamiątkę z dedykacją i buteleczkę z wodą święconą. Rozstajemy się. Obiecuję, że powrócę, a on, że zagra wtedy na ustnych organkach , które zawsze nosi w kieszeni. Spieszy się na spotkanie Domowego Kościoła.
Św. Jacku – dziękuję, zaskoczyłeś mnie jak zawsze.